piątek, 5 kwietnia 2013

Smoczyce

Nie mam pojęcia co dzieje się z moim kochanym Miastem. Po wczorajszych mękach w pracy udaliśmy się z ekipą na podbój warszawskich barów, zaczynając od śmierdzących pawilonów, gdzie alkohol leje się szerokimi strumieniami. Czwartkowy wieczór, okolice 22.30, a pawilony pełne słoików przeżywających wyjazdy do rodzinnych wiosek... Znaleźliśmy sobie w końcu miejsce (oczywiście w żadnym ze sprawdzonych lokali), wydawało się spoko aż do pierwszego łyku "piwa". Jedynie spora ilość klientek tego lokalu ratowała sytuację. W tym momencie mógłbym skończyć pisanie i pozostawić wrażenie mile spędzonego wieczoru, ale nie; przyszły jakieś trole, cholera wie- wieczni studenci, czy korporobotnicy. Ilość kofeiny w moim organizmie, powodowała już ten stan dziwnej nerwowości, w którym łapiesz krzesło i rozbijasz nim czyjąś głowę, bo właściciel tejże głowy opowiada zbyt rozwlekle a ty chcesz już znać puente.
Wszędzie gdzie się później pojawiliśmy w powietrzu wisi zapach bigosu ze słoików i lumpeksowych ciuchów hipsterów. Koniec końców trafiamy do "Ulubionej" gdzie dopadają nas refleksje, najbardziej trafna pada z ust obywatela "J": "Niby takie czasy, że trudno o dziewicę, a mimo to tyle smoczyc na mieście". Przypomniałem sobie ten tekst jadąc już metrem w kierunku "Huty", gdy zobaczyłem smoczycę, wpijającą się w biednego, pijanego barana, którego upolowała na noc. Gdy patrzyłem na tę scenkę cieszyłem się, że nigdy dotąd nie padłem ofiarą takowej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz